Na wszelkie boginie i boskości dostaję w gardle ości.

A gdyby tak zwykłą babę poczuć w sobie? Taką co robi normalnie kupę, ma cellulit i dłubie w nosie czasami i gotuje zwykły obiad. Taki z ziemniokami a nie krewetkami w tempurze.
Czy to już urąga boskości?
Jakby brzmiał tytuł takich warsztatów ... może ...
"Odkryj babę w sobie i zacznij żyć".
Oj babo, babo... to jednak brzmi słabo.
Płacić pincet za dzień, żeby babolstwo swoje pospolite lustrze oglądać? Na głowę jeszcze nikt nie upadł.
Przychodzę babą, wychodzę boginią ma być.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga